Podsumowanie 9 kolejki Premier League 2024/2025
Chociaż miniona kolejka angielskiej ekstraklasy trwała od piątku do niedzieli, i jak zwykle, była pełna emocji oraz zwrotów akcji, została całkowicie przyćmiona poniedziałkowymi wydarzeniami w świecie piłki. Po pierwsze, spełnił się sen kibiców Manchesteru United, i z pracą trenera czerwonych diabłów po dwu letniej kadencji pożegnał się Erik Ten Hag. Holender co prawda cały czas zarzekał się, że jego poczynania w czerwonej części Manchesteru są ciągłym procesem, jednak weekendowa porażka na wyjeździe przeciwko West Hamowi United, którą omówię bardziej szczegółowo w dalszej części wpisu, okazała się gwoździem do jego trumny i zmusiła właścicieli klubu do podjęcia radykalnych kroków. Tymczasowym trenerem czerwonych diabłów zostanie Ruud van Nistelrooy, ale Fabrizio Romano poinformował już, że równocześnie właściciele zespołu skontaktowali się z obecnym szkoleniowcem Sportingu Lizbona Rubenem Amorimem, który najprawdopodniej na dniach podpisze umowę z United. W poniedziałkowy wieczór na ustach wszystkich kibiców piłki nożnej był już jednak inny temat: Złota Piłka. Do dnia gali cały piłkarski świat był już pogodzony z faktem, że ów nagroda trafi, zasłużenie czy nie, w ręce Viniciusa Juniora. W godzinach popołudniowych cała narracja medialna zmieniła się diametralnie. Co raz więcej dziennikarzy zaczęło podawać dalej informację, że Real Madryt dowiedział się z bliżej nieznanego źródła, iż Ballon d'or napewno nie trafi w ręce brazylijskiego skrzydłowego. Ta wiadomość w tak dużym stopniu naruszyła ego Carlo Ancelottiego, a przede wszystkim Florentino Pereza, że madrycki klub odwołał swoją delegację na paryską galę. Pomijając oczywiście fakt, jak żałosnym było to zachowanie, ostatecznie to Rodri został okrzyknięty CAŁKOWICIE ZASŁUŻENIE najlepszym piłkarzem minionego sezonu według France Football. Hiszpan został tym samym pierwszym zawodnikiem Manchesteru City, który dostąpił tego honoru, a poza tym pierwszym zwycięzcą grającym w Premier League od czasów Cristiano Ronaldo w 2008 roku. Nie będę również ukrywał, że poniedziałkowa gala przywróciła mi wiarę w futbol. Muszę też pogratulować France Football, ponieważ nowy system elekcji zwycięzcy Złotej Piłki zdał egzamin i nagrodę otrzymał piłkarz, który rzeczywiście w największym stopniu na nią zasługiwał. Wracając jednak do dziewiątej kolejki Premier League, w moim podsumowaniu pochylę się szczegółowiej nad trzema weekendowymi starciami: Manchester City - Southampton, West Ham United - Manchester United i hitem Arsenal - Liverpool. Na koniec napiszę kilka słów o pozostałych meczach, które zasługują na wspomnienie oraz, jak zwykle wytypuję zawodnika kolejki. Zapraszam do lektury.
Nieskuteczny Haaland, zmiana na fotelu lidera; Manchester City - Southampton
W sobotnie popołudnie Manchester City podejmował na własnym stadionie beniaminka i ostatni zespół tabeli Southampton, który w tym sezonie ciągle czeka na pierwsze zwycięstwo. Ekipa Guardioli chciała za to pozostać w gazie po kapitalnym meczu Ligi Mistrzów w środku tygodnia, w którym rozbili Spartę Praga aż 5:0. Na europejskiej arenie szczególnie świetnym występem popisał się Matheus Nunes, zaliczając dwie asysty i dokładając bramkę z rzutu karnego. W zamian za to hiszpański trener dał mu kolejną szansę i wystawił Portugalczyka od pierwszej minuty przeciwko Southampton. Ozdobą środowego spotkania z czeską ekipą był jednak ekwilibrystyczny gol Erlinga Haalanda, który ponownie pokazał światu swój pierwiastek Zlatana. Norweg dołożył również drugiego gola w lidze mistrzów i w sobotnim starciu liczył na przełamanie w angielskiej ekstraklasie, w której nie był w stanie umieścić piłki w bramce w trzech poprzednich kolejkach, co jak na jego standardy należy określić już kryzysem. Dokładając do tego świetny bilans Manchesteru City przeciwko beniaminkom, jakakolwiek zdobycz punktowa Southampton byłaby uznana za jedną z największych sensacji ostatnich lat. Mecz w pierwszym składzie świętych zaczął oczywiście Jan Bednarek, który jest najlepszym obrońcą swojego klubu w tym sezonie, co oczywiście nie jest ogromnym osiągnięciem. Southampton stracił bowiem już 18 bramek, większość po własnych, prostych błędach. Nie zapowiadało się zatem żeby Russell Martin miał w tydzień znaleźć receptę na koszmarną grę obrony, a tym bardziej zatrzymać jedną z najlepszych linii ofensywnych na świecie. Zgodnie z przewidywaniami City weszło w spotkanie z przytupem. Już w 5 minucie Matheus Nunes idealnie dośrodkował piłkę w pole karne, a podanie wykorzystał, praktycznie leżąc na ziemi, Erling Haaland. Norweg był bowiem trzymany przez Jana Bednarka, jednak nawet to nie pomogło Polakowi zatrzymać króla strzelców dwóch poprzednich sezonów Premier League. Aaron Ramsdale przy strzale Haalanda był bezsilny i musiał kolejny raz w tym sezonie wyciągać piłkę z bramki. 1:0 dla City. Potem przebieg gry nieoczekiwanie zmienił obraz. Oczywiście to City kontrolowało grę, jednak były momenty kiedy oddawali piłkę rywalom, a Southampton w naprawdę ciekawy i sprawny sposób był w stanie rozgrywać futbolówkę w środku boiska. Nie przekładało się to jednak na żadne konkrety. Pierwszą groźną sytuację, święci stworzyli dopiero tuż przed gwizdkiem sędziego na przerwę. Wyprowadzili świetną kontrę, korzystając z faktu, iż defensywni piłkarze City stali wysoko i nie zdążyli ustawić się na pozycjach, po której Cameron Archer trafił w poprzeczkę. Po przerwie gracze Guardioli całkowicie zdominowali mecz. Stwarzali dużo groźnych sytuacji, jednakże żadnej z nich nie byli w stanie zamienić na bramkę. Sam Haaland w drugiej części spotkania zmarnował dwie sytuacje określane jako "big chances", i powinien skończyć spotkanie strzelając 3 lub 4 bramki. Norweg udowodnił, że po niesamowitym początku sezonu jego forma nieco spadła, co z pewnością najmniej ucieszyło graczy Fantasy Premier League, którzy wystawili napastnika City jako potrójnego kapitana w miniony weekend. Ostatecznie Manchester City zdołał zdobyć tylko jedną bramkę przeciwko beniaminkowi, a w końcówce nawet drżał o pozytywny wynik. Dobitna była reakcja zawodników Guardioli po ostatnim gwizdku sędziego, którzy zaczęli wiwatować jakby awansowali do finału ligi mistrzów, a nie pokonali na własnym stadionie Southampton 1:0. To pokazuje tylko, iż są oni ciągle głodni dalszych sukcesów. Nie jest to z pewnością dobra wiadomość dla reszty stawki. Z perspektywy Pepa Guardioli cieszyć napewno może dobra forma Matheusa Nunesa. Zawodnik sprowadzony rok temu z Wolves, w swoim pierwszym sezonie odegrał jedynie małostkową rolę i nie wpasował się w system Manchesteru City. Teraz jednak widać, że dojrzał jako piłkarz i jest w stanie zaoferować duży wachlarz umiejętności. Dodatkowo powoli do formy wraca Phil Foden. Najlepszy zawodnik poprzedniego sezonu Premier League przeciwko Southampton dopiero drugi raz wyszedł w pierwszym składzie w tegorocznej kampanii, jednak po jego grze można stwierdzić, że jest blisko powrotu do swojej optymalnej formy. Dzięki sobotniemu zwycięstwu i remisowi w starciu Arsenal - Liverpool, Manchester City, dziewiątą kolejkę kończy na fotelu lidera z dorobkiem 23 punktów. Z pewnością jest to widok, do którego będziemy mieli jeszcze dużo czasu, aby się przyzwyczaić.
Mecz, po którym INEOS przestał wierzyć ten Hagowi; West Ham - Manchester United
Do niedzielnego starcia obydwie drużyny podchodziły z niesatysfakcjonujących dla siebie pozycji w tabeli. West Ham po słabym starcie sezonu tracił do United trzy punkty, któremu z kolei było bliżej do strefy spadkowej niż do czołówki. Do tego doszło kolejne słabe spotkanie, rozegrane przez czerwone diabły w europejskich pucharach, w którym zremisowali na wyjeździe z Fenerbache Jose Mourinho 1:1, co było zdecydowanie najłagodniejszym wymiarem kary, ponieważ zespół turecki był po prostu lepszy. W ciągu ostatniego roku Erik ten Hag nie wygrał żadnego meczu na europejskiej arenie, co jest zatrważającą statystyką. W tym sezonie Ligi Europy Man United z trzema remisami zajmuje po czwartkowym meczu 21 miejsce w fazie ligowej. Erik ten Hag i tak cały czas był w stanie utrzymać posadę, co z kolejki na kolejkę stawało się coraz większym fenomenem. Wiadomo, że zwolnienie holendra wiązałoby się dla klubu z dużymi kosztami, jednak biorąc pod uwagę przyszłość Manchesteru uważam, że byłoby to adekwatne poświęcenie. Jedynym pozytywem dla fanów czerwonych diabłów przed meczem z West Hamem był fakt, że w poprzedniej kolejce ich ulubieńcom udało się pokonać dosyć niespodziewanie Brentford 2:1. Dodatkowo młoty były w średniej formie a tydzień wcześniej zostały upokorzone przez derbowych rywali Tottenham. Erik ten Hag wiedział, że z Londynu musi wywieźć zdobycz punktową, jeśli chce dalej wciskać wszystkim bajeczkę o procesie, jakim jest prowadzenie Manchesteru United. I rzeczywiście United weszło bardzo dobrze w niedzielne spotkanie. Po pierwszych 10 minutach mogli strzelić już co najmniej dwie bramki, jednak rażąca nieskuteczność Alejandro Garnacho, całkowicie to udaremniła. Wisienką na torcie pierwszej części spotkania była jednak akcja z udziałem dwóch Portugalczyków. Bruno Fernandes fenomenalnym podaniem prostopadłym górą wyprowadził na czystą pozycję Diogo Dalota, który przerzucił sobie piłkę nad Łukaszem Fabiańskim i mając przed sobą pustą bramkę trafił z pięciu metrów nad nią. Nie pamiętam szczerze kiedy ostatni raz widziałem tak absurdalne pudło, jednak sam Dalot porostu udowodnił, że jego forma w tym sezonie jest co najwyżej mierna. Jeszcze przed końcem pierwszej połowy świetną interwencją po strzale z główki Casemiro, Łukasz Fabiański utrzymał swoją drużynę w grze. Do przerwy mieliśmy więc bezbramkowy remis, pomimo faktu, że West Ham nie istniał a Manchester United powinien strzelić przynajmniej jedną bramkę. W oczy rzucała się przede wszystkim pewność siebie zawodników ten Haga, która w tym sezonie jest na bardzo niskim poziomie. Przy takiej mentalności nie można rywalizować w Premier League, co dobitnie pokazała druga część meczu. Z minuty na minutę West Ham nabierał co raz więcej odwagi, żywiąc się wręcz niewykorzystanymi sytuacjami czerwonych diabłów. W okolicach 70 minuty Alejandro Garnacho źle wyprowadził piłkę z własnej połowie i po szybkiej kontrze Crysencio Summerville umieścił piłkę w bramce Onany z najmniejszej odległości. Jest to pierwszy gol w Premier League zdobyty przez Holendra sprowadzonego latem z Leeds. Radość ekipy młotów nie trwała jednak długo, ponieważ kilka minut później piłka została wrzucona w ich pole karne, najpierw główką zgrał ją Dalot, następnie Joshua Zirkzee i ostatecznie z zimną krwią akcję wykończył Casemiro. W końcówce meczu utrzymywał się rezultat remisowy. Następnie po błędzie de Ligta, sędzia po konsultacji z VAR-em, odgwizdał rzut karny dla West Hamu. Przewinienie było rzeczywiście bardzo miękkie, jednak nie można podważyć, że rzeczywiście były podstawy do podyktowania jedenastki. Rzut karny pewnie wykorzystał kapitan młotów Jarrod Bowen i ekipa Julena Lopetegui'ego wygrała 2:1. Oczywiście Erik ten Hag i jego zawodnicy mogli czuć minimalny żal do sędziów, jednakże prawda jest taka, że wykorzystując swoje doskonałe sytuacje spokojnie wygraliby to starcie. West Ham zrównał się więc dorobkiem punktowym z Manchesterem United i wyprzedził ich w tabeli, z racji na posiadanie lepszego bilansu bramkowego. Co ciekawe tyle samo bramek co cały zespół czerwonych diabłów, czyli siedem, strzelił już w tym sezonie sam Chris Wood. Dużo to mówi o obecnej kondycji najbardziej utytułowanego klubu w Anglii. Zdołowanych kibiców w poniedziałek przywitała jednak pozytywna informacja. INEOS zdecydował się wreszcie zwolnić Erika ten Haga. Kibice United świętowali, jakby ich zespół właśnie zdobył kolejne trofeum. Nowym szkoleniowcem, tak jak wspominałem wcześniej, zostanie najprawdopodobniej Ruben Amorim, jednak w przyszły weekend ekipę czerwonych diabłów przeciwko Chelsea poprowadzi tymczasowy trener Ruud van Nistelrooy. Zobaczymy więc czy Manchester United spotka doskonale w Premier League znany "efekt nowej miotły".
Gra Arsenal z Liverpoolem, a zwycięża City; Arsenal - Liverpool
Przed niedzielnym hitem oczekiwania były bardzo wysokie. W poprzednim sezonie Liverpool nie zdołał ograć Arsenalu w lidze ani razu, co było jedną z głównych przyczyn wypadnięcia the Reds z walki o mistrzostwo. Wydawało się więc, że bardziej sprzyjających okoliczności do wywiezienia z Emirates Stadium trzech punktów, podopieczni Arne Slota nie będą mieli przez długi czas. W szeregach kanonierów brakowało bowiem ciągle kapitana Martina Odegaarda, dodatkowo w miniony weekend czerwoną kartkę obejrzał William Saliba, a w środku tygodnia w meczu Ligi Mistrzów kontuzji nabawił się Ricardo Calafiori. Pod znakiem zapytania stał również występ bezapelacyjnego lidera drużyny Arsenalu, Bukayo Saki. Liverpool podchodził do niedzielnego spotkania z pozycji lidera, co dodatkowo zwiększało pewność siebie graczy the Reds. W drużynie Arne Slota brakowało ciągle Alissona i Diogo Joty. Obydwa zespoły pokazały się dobrze w środku tygodnia. Arsenal pokonał 1:0 Szachtar Donieck, a Liverpool 1:0 RB Lipsk. Arne Slot notuje więc wymarzony start jako menadżer the Reds, wygrywając 11 z 12 pierwszych meczów. Mimo wielu nieobecności Mikel Arteta zapewniał na konferencjach, że jego piłkarze będą w dosłownym tłumaczeniu „latać” przeciwko Liverpoolowi. Obydwa zespoły miały więc coś do udowodnienia, a mecz zapowiadał się niezwykle emocjonująco. Na szczęście dla Arsenalu, do pierwszego składu wrócił Bukayo Saka. Przy brakach w defensywie eksperci spodziewali się, że Arteta postawi na Jakuba Kiwiora, jednakże niespodziewanie Hiszpan wystawił na prawej obronie Thomasa Parteya. Jak czas pokazał wszystkie decyzje menadżera Arsenalu co do zestawienia pierwszej jedenastki były strzałem w dziesiątkę. Spotkanie zaczęło się bardzo dynamicznie. W dziewiątej minucie nie pressowany Ben White, który wyjątkowo ustawiony został na środku obrony, kapitalnie podał piłkę za plecy linii defensywnej Liverpoolu. Do piłki dopadł Bukayo Saka, upokorzył Robertsona i silnym strzałem po krótkim słupku, wyprowadził Arsenal na prowadzenie. Rzucało się w oczy, że gra nie kleiła się zbytnio Liverpoolowi. Mimo to podopieczni Arne Slota zdołali wyrównać dziewięć minut później, dzięki kapitalnie rozegranemu rzutowi rożnemu. Bramkę zdobył kapitan Virgil van Dijk. W następnych minutach zdecydowanie lepiej wyglądała gra Arsenalu. To oni stwarzali sobie więcej sytuacji, a przede wszystkim całkowicie zdominowali środek pola. Plan Arne Slota na pierwszą połowę po prostu nie wypalił. Liverpool chciał bazować na pojedynkach skrzydłowych z bocznymi obrońcami Arsenalu, biorą pod uwagę, że po prawej stronie grał nominalny pomocnik defensywny, a na lewej wracający świeżo po kontuzji Jurrein Timber. Jednakże Luis Diaz oraz Mohamed Salah, pozostawali w pierwszej połowie całkowicie niewidoczni a fizycznie byli złomowani przez obrońców Arsenalu. Arne Slot musiał więc wprowadzić w drugiej połowie plan B. Na domiar złego tuż przed przerwą, po świetnym dośrodkowaniu z rzutu wolnego Declana Rice’a, debiutancką bramkę dla kanonierów zdobył Mikel Merino. Do przerwy Arsenal prowadził 2:1. Wraz z gwizdkiem sędziego na drugą część spotkania Liverpool z chwili na chwilę przejmował coraz większą kontrolę nad meczem, z której jednak niewiele wynikało. Około 55 minuty Arsenal przyjął kolejny cios w postaci kontuzji lidera defensywy Gabriela. Brazylijczyka zastąpił Jakub Kiwior, natomiast kanonierów czekały wielkie męczarnie. Arsenal wytrzymywał napór Liverpoolu aż do 80 minuty spotkania. Wtedy to wizją wykazał się Trent Alexander-Arnold, zagrywając świetnie z własnej połowy do Darwina Nuneza. Urugwajczyk wystawił piłkę Salahowi i Egipcjanin uratował wynik Liverpoolowi. Spotkanie zakończyło się wynikiem 2:2, z którego, z racji na przebieg meczu żaden zespół nie może być w pełni zadowolony. Paradoksalnie najwięcej powodów do świętowania ma Manchester City, który dzięki temu rezultatowi kończy kolejkę na pierwszym miejscu. Po niedzielnym szlagierze należy jednak docenić kilku piłkarzy z Thomasem Parteyem na czele, ale przede wszystkim Mikela Artete. Hiszpański szkoleniowiec po raz kolejny udowodnił, że nawet przy licznych kontuzjach w swoim zespole jest on w stanie konkurować, jak równy z równym przeciwko najlepszym zespołom ligi.
Wszystkie wyniki
Leicester 1:3 Nottingham Forest
Aston Villa 1:1 Bournemouth
Brentford 4:3 Ipswich Town
Brighton 2:2 Wolves
Man City 1:0 Southampton
Everton 1:1 Fulham
Chelsea 2:1 Newcastle
Crystal Palace 1:0 Tottenham
West Ham 2:1 Man Utd
Arsenal 2:2 Liverpool
Podsumowanie
Oprócz opisanych przeze mnie meczów, są też inne, które również zasługują na wspomnienie. Przede wszystkim wyjazdowe zwycięstwo Nottingham z Leicester i niesamowita forma Chrisa Wooda, który pełną parą włączył się do wyścigu o koronę króla strzelców. Drużyna Nuno Espirito Santo coraz głośniej puka do czołówki i możliwe, że przed nimi historyczny sezon. Sobota była przepełniona emocjami. Padło wiele bramek w ostatnich minutach, z których na wyróżnienie zasługuje ta zdobyta przez Bryana Mbeumo w meczu z Ipswich. Ipswich prowadziło 0:2, następnie po dwóch bramkach Wissy Brentford wyrównało, w drugiej połowie z karnego na 3:2 dla drużyny Thomasa Franka strzelił wspomniany Mbeumo. Czerwona kartka dla gracza Ipswich nie przeszkodziła Liamowi Delapowi w ponownym doprowadzeniu do wyrównania, jednak ostatnie słowo należało do Mbeumo który głębokim dośrodkowaniem zaskoczył bramkarza i zdobył zwycięską bramkę. W sobotnim meczu było wszystko i z pewnością jest to kandydat do miana aktualnego spotkania sezonu. Z tego miejsca chciałbym także nagrodzić tytułem najlepszego piłkarza kolejki dwóch wspomnianych przed chwilą zawodników Chrisa Wooda i Bryana Mbeumo. Obydwoje wyrastają na bezapelacyjnych liderów swoich drużyn i gonią Erlinga Haalanda w klasyfikacji strzelców. Zwycięstwo udało się również odnieść ekipie Crystal Palace. Jest to pierwsza wygrana orłów w tym sezonie, która przyszła chyba w najmniej oczekiwanym momencie przeciwko Tottenhamowi. Koguty dalej mają problem z ustabilizowaniem formy i po fatalnym niedzielnym spotkaniu muszą znowu szukać odkucia. W aktualnie trwającym tygodniu rozgrywane są mecze Carabao Cup ze starciem Manchesteru City z Tottenhamem na czele, a już w ten weekend czeka nas kolejny hit Manchester United - Chelsea. Premier League coraz bardziej podkręca tempo i nie zamierza się zatrzymywać. Do usłyszenia!
;)
OdpowiedzUsuń